środa, 19 października 2011

Fink



“Nic tak dobrze nie nastraja, jak pan z gitarą i długa faja” – tak o Becku pisał Kuba Wojewódzki w zamierzchłych czasach Brumu. Ten prosty, acz obrazowy rym przychodzi mi do głowy za każdym razem, gdy obcuję z muzyką, której najważniejsze pierwiastki to głos, tekst i bluesowe lub folkowe plumkanie na gitarze. Lepsze to, niż tysiąc tagów typu: acoustic, folk singer, czy blues songwriter. Powiedzonko pasuje większości śpiewających bluesy szarpidrutów – relaks i kowbojki na stół. Nie pasuje do muzyki Finka. Chyba, że ktoś dobry nastrój kojarzy z targającym duszę rozrachunkiem ze własną osobą i świeczkami w oczach. Fink to nie jest muzyka przyjemna i relaksująca.

Fin Greenall debiutował jak DJ. Na Wyspach chyba każdy był/jest przez jakiś czas DJem, ale Fink wybijał się ponad przeciętność na tyle, że pierwszą płytę wydał w Ninja Tune. „Fresh Produce” z 2000 r. nie było jednak niczym wyjątkowym – gdyby nie jej następczyni „Biscuits for Breakfast”, dziś nikt by o niej nie pamiętał i niechybnie zaginęłaby w odmętach katalogu kultowej niegdyś wytwórni. Po 6 latach od debiutu Fink zupełnie nieoczekiwanie wydał płytę akustycznymi balladami. Wtedy ujawnił się jego prawdziwy talent – umiejętność pisania poruszających piosenek i doskonałe wyczucie w ich wykonywaniu. Wyśpiewujący historie o małych i dużych smutkach głos, delikatnie bluesująca gitara i przygrywająca w tle, oszczędna sekcja rytmiczna – oto najkrótszy opis finksongów, to nie zmieniło się do dziś. Rok po „Biscuits for Breakfast” nadeszła „Distance and Time”, zawierająca najlepsze piosenki jakie powstały w ubiegłej dekadzie. Płyta nie ma ani jednego momentu schodzącego poniżej poziomu geniuszu. Wielka.


O ile dziś dam sobie palce uciąć, za to co stwierdzam w akapicie powyżej, to przy pierwszym przesłuchaniu „Distance amd Time” wcale taki zachwycony nie byłem. Z początku ten album mnie nudził i szybko odłożyłem go na półkę z napisem „może później ziom”. Minął jakiś tydzień i stojąc na przystanku zorientowałem się, że uciekły mi 3 tramwaje do pracy, bo patrzę się mglistym wzrokiem w szare chmury i nucę jakieś melodie pod nosem. Melodiami były „Blueberry Pancakes” i „If Only”. Wróciłem do Finka i od tamtej pory słucham go na kolanach. Jak już pozwolicie tym piosenkom przegryźć się przez skórę, to biją prosto do serca.

Fink w listopadzie pojawi się w Polsce na dwoch koncertach:

18.11 – Warszawa, Palladium

19.11 – Poznań, Blue Note

W sprzedaży pojawiła się dodatkowa pula biletów (do niedawna koncerty były wysprzedane!). Nie przepuście tej okazji.

Dziś o 22:00 audycja Słuchanie zabija poświęcona Finowi Greenallowi vel Fink.



posłuchaj:




mirror:

Słuchanie zabija - Fink by finkzabija


playlista:

1. Fink - Blueberry Pancakes
2. Fink - If Only
3. Bonobo - If You Stayed Over feat. Fink
4. Fink - The Model (Kraftwerk cover)
5. Fink - In Bloom (Nirvana cover)
6. Fink - Little Blue Mailbox
7. Fink - Sort Of Revolution
8. Professor Green - Closing The Door feat. Fink
9. Nina Simone - Chilly Winds (Fink remix)
10. Tina Grace & Fink - Take It Easy My Brother Charlie
11. Sideshow - Music For You
12. Fink - Pills In My Pocket
13. Fink - Yesterday Was Hard On All Of Us
14. Fink - Trouble's What You're In

Brak komentarzy: