wtorek, 11 marca 2008

audycja koktajlowa

W jutrzejszej audycji Słuchanie zabija koktajl party. Proszę zawczasu przygotować składniki ulubionych mikstur. I parasolki do drinków, bez nich się nie obędzie.

W sobotę w warszawskim klubie Palladium gra Nouvelle Vague. Szczerze mówiąc nie jestem ich wielkim fanem, acz kunsztowne kowery klasycznych kawałków z lat 80-tych sprawiają wiele radochy.

Nouvelle Vague w kowerze Lords of the New Church "Dance With Me":


A skoro koktajle, parasolki i palemki, to pojawi się też jazzująca elektronika szwedzkiego duetu Koop:



Dopełnieniem przyjęcia, i chyba jego gwiazdą, będzie Pascal Comelade. Pana tego polecił mi szanowny pan Marceli, wielce zasłużony w polecaniu i nie tylko. Pascal Comelade i jego toy-orchestry mocno mnie zafascynowały ostatnimi czasy, a że dyskografia tego Francuza liczy ponad 50 pozycji będzie mi pewnie towarzyszył przez następne kilka miesięcy:



Pojawią się też inni goście...
Zapraszam na małe koktajl party, tradycyjnie w środę o 23:00. Pamiętajcie tylko, żeby nie przesadzić z tymi trunkami. Ostrzega nie kto inny jak sam Jello Biafra:


/wersja Nouvelle Vague jutro w audycji/

APDEJT:
playlista 12 marca 2008:

1. Koop - Koop Islands Blues
2. Koop - Come To Me
3. Nouvelle Vague - Ever Fallen In Love
4. Nouvelle Vague - Killing Moon
5. Nouvelle Vague - Guns Of Brixton
6. Wax Tailor - Que Sera
7. Wolf Myer Orchestra & Parov Stelar - Quicksand
8. Nouvelle Vague - Dance With Me
9. Pascal Comelade - Elvis Loved Dogs
10. Pascal Comelade - Le Barman Et Satan
11. Nouvelle Vague - Too Drunk To Fuck
12. Jimi Tenor - Outta Space
13. Lullatone - Bedroom Bossa Band


Zaczęło się zgodnie z planem - wygodny leżak ustawiony na przeciwko tandetnej fototapety z obrazkiem zachodzącego na tropikalnej plaży słońca. W ręku kolorowy drink z parasolką i plasterkiem najtańszej cytryny z supermarketu. Potem klimat pseudo wyspiarskiego koktajl parti ustąpił melancholijnej atmosferze zadymionej knajpy. W okolicach utworu "Elvis Loved Dogs" Pascala Comelade pojawiły się alkoholowe wzruszenia. Zaczął polewać barman Szatan i nagle okazało się, że jesteśmy too drunk to fuck. Nie było powodu, żeby przerywać imprezę. Do czasu - nieobjęte akcyzą używki popchnięte kilkoma drinkami spowodowały odlot w przestrzenie kosmiczne, co doskonale zilustrował Jimi Tenor. Po wszystkim Lullatone, czyli myjemy zompki, paciorek i spać. Dzięki za uwagę!

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

łejting, łejting. Ryt. Sroda. 23.00.


/ StraszneBobo

Anonimowy pisze...

tu ja Pyta inż. dr

Pragnę gorąco pozdrowić wszystkie fanki Lewara i zapewnić, że nic mnie z nim nie łączy i to, o czym huczą media to nieprawda i wynika z czystej zawiści i braku zrozumienia.

iammacio pisze...

ales mnie smaka zrobil!

btw pieprzyc captche i cala weryfikacje!

opos pisze...

cacy słuchowisko było Mon. no ,zadziwiająca umiejętnośc ze utrafiasz w moje chumory z playlistą . git falbanka

lewar pisze...

@Pyta:
Komm zu meine Biuro bitte!

@Opos:
dża! tradycyjne dzięki za uwagem. oi, jakbym przestał trafiać, to możesz śmiało requesty wysywać:)

jadz pisze...

jak na Kubie za Batisty w kasynie dla białasów gdy już cała mamona przegrana/przepita. przynajmniej do jutra..