poniedziałek, 19 maja 2008

Leningrad w Warszawie

Gdybym miał napisać poważną relację z koncertu, zacząłbym ją jak Marceli. Jego tekst odpowiada na wszystkie pytania i do niego odsyłam. Sam spróbuję inaczej:

Po pierwsze i chyba najważniejsze - nie znam rosyjskiego. Z tekstów Sznura wyławiam tylko niektóre zdania, nawet nie wszystkie przekleństwa są dla mnie zrozumiałe. Nie, to wcale nie jest najważniejsze - to jest zupełnie nieistotne. Bo Leningrad pokochałem za całokształt: to co rozumiem z tekstów, charczący głos Sznurowa, dęciaki szalejące na pijacką nutę, rosyjska dusza po prostu. Tak jak doświadczenie deliry w pociągu do Pietuszek nie jest potrzebne, żeby zrozumieć o czym pisze Jerofiejew, tak znajomość petersburskiego slangu nie jest niezbędna, żeby odnaleźć bratnie dla duszy dźwięki w muzyce Leningradu.

Wiedziałem, że choćby nie wiem co pójdę na ich koncert. Mimo, to nie oczekiwałem go jakoś szczególnie - w ciągu ostatnich dwóch miesięcy widziałem na żywo Gogol Bordello i Shellaca. Gogole tak mną rozruszali, że mógłbym przysiąc, że mam jeszcze siniaki po radosnym fikaniu przez dwie godziny na non stopie. Shellac przyjąłem jak sakrament, w skupieniu, które przerodziło się w małą ekstazę. Na koncert Leningradu poszedłem tak zmęczony po pracy, że nawet nie miałem siły się ekscytować...

... i po pierwszych 5 minutach koncertu znalazłem się pod sceną, w środku pogo młynu. Głupi uśmiech schodził mi z twarzy tylko, gdy zdzierałem gardło wykrzykując fragmenty tekstów. Jako zawodnik wagi piórkowej latałem swobodnie między ciężkimi jak ruskie czołgi, napędzanymi polską wódką kolesiami. Dziko tańczący tłum, sauna, pot spływający do oczu i udowadnianie sobie, że jeżeli odpowiednio dobrze się rozkręcisz to tlen nie będzie potrzebny przez następną godzinę. Udało się. Po przerwie działałem mniej sprawnie. Ale zespół wcale nie spuścił z tonu. Wręcz przeciwnie.
Inaczej sobie tego nie wyobrażam. Było idealnie: premium występ dla szalejącego tłumu w dusznej atmosferze. Bardzo energetyczny - nawet ballady brzmiały żywo i z wykopem. To, że brakło kilku szlagierów jak choćby "Połmyje karmany" (
U menya est vse), że były grabarz Stas Barecki, dwustu kilowa maskotka zespołu, nie połamał krzesła, na którym siedział i że pił piwo zamiast wódki (pewnie dlatego nie połamał), że skąpo ubranej pani tancerce-krzykaczce nie wyskoczyły piersi - to jest zupełnie nieistotne. Było idealnie. Bisy nie wystarczyły. Lud domagał się Leningradu długo po wydawałoby się gaszących wszelką nadzieję ostatnich gestach schodzących ze sceny muzyków.

Po prostu MAMBA, MAMBA, CHUJAMBA!

tuboklipy:





zdjęcia:
Wojciech Kurczewski/Agencja Forum
Dziennik

bardzo dobry artykuł z Przekroju o Leningradzie i Sznurze autorstwa Łukasza Drewniaka
"Ostał mi się ino sznur"

Z oficjalnych stron zespołu można ściągnąć kilka całych płyt:
Pulja (1999)
Mat (1999)
Dachniki (2000)
Made In Żopa (2000)
Piraty XXI Weku (2002)

A co do znajomości rosyjskiego - myślicie, że jest Wam potrzebna, żeby zrozumieć, o czym śpiewają w tej piosence?
/uwaga golizna/


...ale ja i tak zacznę się uczyć tego języka.

6 komentarzy:

iammacio pisze...

nareszcie mieso na blogu;]

Anonimowy pisze...

o żesz, jaki on jest zajebiście wielki!a gdy się tyłem obróci to jak taka WIELKA CZARNA PLAMA! joł.
a ona to wyje troche.tak ni przypioł ni wypioł. to chocia nadrabia egzotiken uroden.
ale bazar cudny to być musiał. kurka no.!

lewar pisze...

@iammacio
No właśnie - nareszcie. Jeszcze trochę i nastąpi eksplozja wolnego czasu.
A co do mięsa - Yrdle stwierdził, że należało to spisać polskim matem, bluzgami. Miał rację, jak sobie chlapnę to poleci edit...

@jadzi
No niedźwiedź: z jednej strony groźny, z drugiej pocieszny. A pani krzykaczka cudowna - spalona skóra i jaskrawy skąpy strój, śpiewać czysto już nie trzeba;)
No szkoda, żeś nie była. Na Globaltikę gdzie grają w wakacje będzie jeszcze trudniej odłożyć...

Anonimowy pisze...

akhem, niedźwiedź?!
wataha niedźwiedzi w jednym! to jest dopiero mięso, z tego pana. kupa mięsa nawet!
no taktak, rozumiem funkcjonalność tej pani.;)

aj, daje w hiszpanie i o ile wrócę to tylko z workiem pełnym złota, więc żadna cena nie będzie dla mnie wtedy wygórowana ni nieosiągalna!;) toż se wtedy pofolguje.!

lewar pisze...

@jadzi

Ou! Kochana, to zrób tak żebyś utrafiła w te daty:

July 12 - SAN SEBASTIAN, SPAIN - Auditorium Kursaal
(Tickets on sale 2nd June)

July 14 & 15 - BARCELONA, SPAIN - Auditorium Forum
(Tickets on sale 2nd June)

Leningrad można przeboleć, koncertów Toma Waitsa nie!

Anonimowy pisze...

ho ho, no takoż własnie utrafie, co prawda do stolicy,ale to zawsze bliżej niż z Polszy, zresztą San Sebastian uwidzieć chciałabym też, ulala!:) ostrzę kły ostrzę pazury!