Wiem, że kalendarzowe lato jeszcze trwa. Nawet pogoda jest nadal znośna. Ale tydzień temu ogłosiłem śmierć lata 2008 i tego się będę trzymał. Jesienna deprecha nie daje się jeszcze we znaki, może w ogóle nie wystąpi? Zamiast tego otwarcie nowego cyklu audycji - jesienne dygresje.Bez głównego tematu, urwane wątki, strzępki słów, nagrania z zakurzonej szuflady obok nowości. Najbliższe koncerty, szybkie przesłuchania, długie wzdychania, kaszel. Kopalnia niespodzianek.
Dziś między innymi:
George Clinton Jeżeli James Brown jest ojcem funku, to George Clinton musi być jego bogiem. Doktorem Funkensteinem, wielką pigułką na wielki ból ludzkości. Ból duszy.
Suck my soul & I will lick your funky emotions
A wszystko to z okazji jego przyjazdu do Polski i darmowego koncertu w Warszawie. Parliament, Funkadelic, jak i solowa twórczość Clintona zasługuje na co najmniej kilka godzin audycji, może kiedyś. Dziś tylko parę minut. Parę minut geniuszu. P-Funk!
poczytaj se:
najlepsze kompendium wiedzy o P-Funku
kosmologia P-Funku
Tying Tiffany
Tego lata Brzoskwinia nie puściła soków. Nie żebym za nimi jakoś specjalnie przepadał, bo choć wracam czasem do "Teaches Of Peaches", to reszta płyt jest dla mnie zbyt przejżała. Marceli zapodał dziś inną dziewoję. Tiffany też grzmoci elektro-pankowe chroboty, o wiele ciekawsze od ostatnich dokonań Merril Beth Nisker. W dodatku jest ładniejsza i chyba nawet bardziej perwersyjna.
Jak widzieliście zardziorna Włoszka nie tylko lubi pokazać trochę ciała, ale też porzucać mięsem, a w zasadzie mielonką z cytatów z różnych pop hymnów. Nawiązuje sobie niezobowiązująco, może niezbyt lotnie, ale sympatycznie - np. "LCD Soundsystem is playing at my house". No i odżegnuje się od Peaches - "I'm not a Peach".
jejpejs
White Rabbit's Trip
W ręce wpadła mi ich epka "Holes In The Sky". Z obawy, że to jakieś Rentony, albo inne ałoftjuny bałem się tknąć tego kijem przez szmatę. Błąd! Nie pamiętam już kiedy słyszałem polski młody zespół, który by mi się podobał (nie mówię o nowych projektach starej gwardii, zahaczonej jeszcze w 90tych). Ponoć ich pierwszy singiel "My TV is my friend" zdobył jakąś popularność. Mnie się nie podoba, nie tylko dlatego, że nie wierzę w wyższość telewizji nad internetem. Na szczęście nowa epka przynosi zupełnie inną muzykę. Bardziej hałaśliwe gitary, więcej pazura w brzmieniu, ciekawsze melodie, więcej neurotyzmu. Zdziwiłem się czytając o inspiracjach zespołu na ichpejsie - obok Pixies, Sonic Youth, Pavement i Built To Spill wymieniają tam Nirvanę, Smashing Pumpkins, czy Jefferson Airplane. Ale ma to sens - White Rabbit's Trip odwołują się do bardziej hałaśliwego amerykańskiego grania z lat 90tych, ale chcą być przebojowi jak najbardziej popularne kapele gitarowe z tamtej dekady. A Jefferson Airplane pewnie znalazło się tam po to, żeby wytłumaczyć czymś nazwę zespołu. Albo po prostu jedzą dużo kwasów. Powołują się też na zespoły tak kanoniczne jak The Beatles, Led Zeppelin, Radiohead. Nie ma czego? Nie ma Joy Division. Nie zapuszczają się w zaśmiecone setkami beznadziejnych piosenek Interpoli i The Editors morze brytolskiej melancholyi. Podoba mi się ta muzyka. Chciałbym zobaczyć ich koncert.
ichpejswięcej tego i innego w audycji,zapraszam, dziś 23:00APDEJTNiezbyt, ekhm, trzeźwa audycja to była...
POSŁUCHAJ - ściągnij audycję!
1. George Clinton - Atomic Dog
2. Tying Tiffany - Running Bastard
3. Funkadelic - I'm never gonna tell it
4. Parliament - The Motor-Booty Affair
5. George Clinton - One Fun at a Time
6. Weird War - Grand Fraud
7. Weird War - Chemical Bank
8. White Rabbit's Trip - People Are Boring
9. White Rabbit's Trip - Bury Me With My Mobile
10. Andrew Bird - A Nervous Tic Motion of the Head to the Left
11. Tying Tiffany - Wake Up
12. C-Mon & Kypski - Cravings Of A Solemn Soul
A koncert George'a Clintona dokładnie taki jakiego się spodziewałem... George był obecny ciałem, duszą nie. Ona drywofała gdzieś w wymiarze rządzącym się prawami psychoaktywnych substancji. A i ciało już nie pierwszej jakości - Clinton ledwo stał na scenie, a jak próbował się czasem odezwać to przypominało to dźwięk wydobywający się z umywalek w żoliborskich mieszkaniach podczas burzy. Plus fatalna organizacja (gigantyczna kolejka do wejścia, potem jak się okazało do wyjścia też; brak możliwości zakupienia napojów na terenie koncertu, i nie chodzi mi o alkohol - nie dało się nawet wody kupić, a wieczór był to upalny). No, ale jak to wszyscy argumentują: to przecież darmowy koncert...